Strona:Juliusz Verne-Podróż Naokoło Księżyca.djvu/057

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

I to mówiąc zapiał takie kukuryku, jakiegoby się i najtęższy nie powstydził kogut.
Dwaj Amerykanie od śmiechu powstrzymać się nie mogli.
— To piękny talent, rzekł Nicholl, patrząc podejrzliwie na swego towarzysza.
— To żart zwykły w moim kraju, odpowiedział Michał; jestto tak galickie, że udawanie koguta i w najlepszych nawet uchodzi towarzystwach.
Potem zwracając rozmowę:
— Czy wiesz Barbicane, mówił, o czem ja myślałem przez noc całą?
— Nie wiem, odpowiedział prezes.
— O naszych przyjaciołach z Cambridge. Poznałeś to już zapewne, żem kompletnie nieświadomy w rzeczach matematyki dotyczących. Nie mogę więc odgadnąć jak nasi uczeni z obserwatorjum mogli obliczyć tę szybkość, którą pocisk będzie miał przy wystrzeleniu go z kolumbiady dla dojścia na księżyc.
— Chcesz powiedzieć, rzekł Barbicane, dla dojścia do tego punktu obojętnego, w którym zrównoważają się przyciągające siły ziemi i księżyca? — bo z tego punktu leżącego w dziewięciu dziesiątych częściach całkowitego przebiegu, pocisk upadnie na księżyc poprostu siłą swej ciężkości.
— Niech i tak będzie, odrzekł Michał; ale jeszcze raz pytam, jak oni mogli obrachować siłę początkową?