Strona:Juliusz Verne-Hektor Servadac cz.1.djvu/095

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

węzłów na godzinę, gdyby wysokie fale w każdej chwili nie hamowały tej szybkości.
W samej rzeczy, pomimo że wiatr dmący ze wschodu — teraźniejszego zachodu — był tylko zwykłym pomyślnym wiatrem, morze było, jeżeli nie bardzo wzburzone, to przynajmniej bardzo rozruszane. Łatwo to było zrozumieć. Cząstki płynne, mniej ważkie, dzięki mniejszemu przyciąganiu masy ziemskiej, wznosiły się wskutek prostej oscylacyi na ogromną wysokość. W swoim czasie Arago, który wykazywał, że siedm do ośmiu metrów stanowi możebną wysokość najwyższych fal, szczególnie byłby zdumiony, widząc je wznoszące się na pięćdziesiąt do sześćdziesięciu stóp. A nie były to owe bałwany odskakujące po spotkaniu się, ale długie, ciągłe falowanie, czasami podnoszące galiotę na dwadzieścia metrów ponad poziom. Dobryna, również mniej ciężka od czasu zmniejszenia się atrakcyi, wznosiła się z większą łatwością i gdyby kapitan Servadac podlegał morskiej chorobie, to niezawodnie rozchorowałby się przy takich warunkach.
Uchylania się te jednak od poziomu nie odbywały się raptownie, gdyż wynikały tylko z fal nadzwyczaj wydłużonych. Wogóle więc galiota nie nużyła więcej, aniżeli gdyby była narażona na kołysanie się zwykłych krótkich i ostrych fal morza Śródziemnego. Jedyną niedogodnością nowego stanu rzeczy było przedewszystkiem zmniejszenia się normalnej szybkości statku.
Dobryna płynęła w odległości dwóch do trzech kilometrów od linii, jaką przedtem zajmo-