Strona:Juliusz Verne-Hektor Servadac cz.1.djvu/016

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Asystent w budzie kobiety jasnowidzącej, pewnego wieczora podczas zabawy na Montmartre.
I zapamiętałeś te wiersze asystenta?
— A oto one panie kapitanie:

Wejdźcie! tu uroku szczyt!
A wyjdziecie zachwyceni;
Poznacie miłości spryt
Która ziemię w raj zamieni!

— Do licha! ależ to szkaradne, te twoje wiersze!
— Bo nie obwinięte dokoła cukierka, panie kapitanie! Gdyby nie to, byłyby warte tyle co każde inne.
Milcz, Ben-Zuf! zawołał Hektor Servadac. Milcz! mam nakoniec trzeci i czwarty rym!

Jeśli się poprawdzie kocha,
To jak najprościej...
Przysięgom ufaj trocha,
A bardzo miłości.

Ale wszystkie poetyczne u siłowania kapitana Servadac nie mogły doprowadzić go dalej, i gdy o godzinie szóstej powrócił do gurbi, miał tylko ten czterowiersz gotowy.