Strona:Juliusz Verne-Dom parowy T.2.djvu/148

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ogień dostał się do naboju przed oznaczonym przez nababa czasem, i wystrzał musiał rozszarpać więźnia, daleko rozrzucając jego szczątki.
Kalagani i towarzysze jego, wściekłym uniesieni gniewem, wygłaszali różne złorzeczenia i przekleństwa; więc ani Nana-Sahib, ani żaden z nich nie będzie mieć tej rozkoszy aby mógł patrzeć na męczarnie i zgon pułkownika Munro!...
Nie dość na tem, Nabab był gdzieś niedaleko i niezawodnie dosłyszał odgłos wystrzału, zatem powróci niebawem do fortecy — i cóż mu powiedzą gdy zapyta o więźnia którego w niej zostawił?
Gdy oni naradzali się i wahali, sir Edward Munro i Gumi, dziękując Bogu za tak cudowne ocalenie, biegli prędko krętym wąwozem. Choć zemdlona lady Munro była tak lekką iż nie wiele zaciężyła pułkownikowi, który był nadzwyczaj silny, zresztą idący obok niego Gumi, mógł w każdym razie przyjść mu z pomocą.
W pięć minut po minięciu wału fortecznego, przebyli połowę drogi z płaszczyzny do doliny; ale dnieć zaczynało i pierwsze blaski jutrzenki przedzierały się do głębi ciasnych wąwozów.
Nagle gwałtowne krzyki rozległy się nad ich głowami.
Przechylony nad parapetem, Kalagani dostrzegł cienie dwóch uciekających ludzi; jednym z nich był pewnie więzień Nana-Sahiba.
— To Munro! to Munro! wrzasnął wściekłym uniesiony gniewem.
I w tej chwili wraz z całą bandą rzucił się za nim w pogoń.
— Dostrzegli nas, rzekł pułkownik do Gumi’ego, niezwalniając kroku.