Strona:Juliusz Verne-Dom parowy T.2.djvu/136

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
XII.

Przed paszczą działa.


Cisza niedługo trwała. Bandzie Dakoitów wydano wiele żywności i trunków; zajadając a szczególniej pijąc nadmiernie nadzwyczaj mocny arak, wydawali dzikie, przerażające okrzyki i wrzaski. Stopniowo, powoli ucichło nareszcie; znużeni długim pochodem i przesyceni trunkiem nareszcie twardym snem zasnęli.
Jakkolwiek pułkownik tak mocno był skrępowany że ruszyć się nie mógł, jednakże Nana-Sahib kazał jednemu z Indusów stanąć na straży przy więźniu. Ten zbliżył się do armaty aby się przekonać czy więzień nie ruszył się czasem z miejsca, poczem silnie szarpnął za sznury — ani drgnęły. Potem nie patrząc na pułkownika, rzekł jakby do siebie:
— Dziesięć funtów dobrego prochu! działo to długo, długo już milczało, ale jutro odezwie się nareszcie!...
Słowa te nie zdołały wywołać najmniejszej zmiany na dumnej twarzy pułkownika Munro, tylko na ustach ukazał się pogardliwy uśmiech. Nie lękał się on choćby najstraszniejszej śmierci.
Rozpatrzywszy się bacznie w przedniej części ognistej paszczy, Indus przeszedł na tył działa i pogłaskawszy je ręką, położył palec na naboju, jakby zapominając o