Strona:Juliusz Verne-Dom parowy T.2.djvu/027

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

A gdybyście wiedzieli z jakiemi giestami i z jak poważną wypowiedział to miną!
— A wilki czy znajdują się w tej okolicy? zapytał kapitan Hod.
— Jest ich bardzo wiele po całym półwyspie, i są bardzo groźne gdy gromadnie napadną na jakąś odosobioną osadę. Podobne do wilków polskich, równie jak szakale, wielkie czynią spustoszenia, ale że nie przedstawiają żadnej wartości handlowej, więc oddaję je na łup kapitana Hod.
— Czy i lamparty zaliczasz do liczby dzikich zwierząt? zapytał kapitan.
— Bez zaprzeczenia. Lampart jest dziki, śmiały, odważny, wdrapuje się na drzewa, i przez to już samo bywa niekiedy groźniejszym od tygrysa.
— Oh! oh! zawołał kapitan Hod.
— Panie, odrzekł oschle Mateusz Van Guit, gdy myśliwy nie może uważać drzew za bezpieczne schronienie, bardzo łatwo sam może stać się przedmiotem polowania.
— A cóż powiesz o panterach?
— O? pantera, to dopiero zwierzę! — Przekonajcie się panowie jak piękne okazy posiadam w moim zbiorze. Zadziwiające to zwierzęta!... Czy wiecie że panterę można ułożyć do polowania? W tym celu przynosi się je w palankinie z owiniętemi głowami, jak kobuzów lub sokołów. Jak tylko myśliwi dostrzegą trzodę antylop, wypuszczają panterę i ta rzuca się na lękliwe te przeżuwacze, które pomimo swej zwinności i szybkiego biegu, nie są w stanie uniknąć strasznych pazurów pantery.
— A lwy czy znajdują się w tej okolicy?
— Tak, ale ja tutejszych tych mniemanych królów zwierząt stawiam niżej od lwów starożytnej Libii. Tu samce nie mają grzyw będących właściwością i ozdobą