Strona:Juliusz Verne-Dom parowy T.1.djvu/190

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wać; nie ma wcale dróg prowadzących do paalu, a śladu ścieżek nie widać. Najczęściej dochodzi się do niego łożyskiem wyrwy, utworzonej przez spadające z gór wody, tak więc nie pozostaje żadnego śladu stóp. W porze gorącej woda dochodzi do kostek, w zimowej po kolana. Prócz tego po obu stronach wąwozu nagromadzone bywają odłamy skał, które za lekkiem popchnięciem przygniotłyby każdego, ktoby pragnął dostać się do paalu, wbrew woli jego mieszkańców.
Jednakże, pomimo odosobnienia, na tak niedostępnych wyżynach, Gundowie porozumiewają się z łatwością z jednego paalu z drugim. Z wysokości stromych wierzchołków Santpurry znaki umówione rozchodzą się w przeciągu kilku minut na dwadzieścia mil do koła. Jużto zapłonie ogień na wierzchołku ostrej skały, już całe drzewo zabłyśnie jak olbrzymia pochodnia, już znów wzniesie się pod obłoki ogromny słup dymu. Jest to znak że wtargnął do doliny oddział żołnierzy z wojsk królewskich, lub poczet ajentów policyi angielskiej i przedziera się przez wąwozy łańcucha gór, poszukując jakiegoś złoczyńcy, łatwo mogącego znaleźć tu schronienie. Tak dobrze znany góralom okrzyk wojenny, staje się wówczas hasłem popłochu i trwogi; każdy obcy wziąłby ten krzyk za hukanie nocnego ptaka lub syk jakiejś gadziny. Ale Gundowie wiedzą dobrze iż jest to znak ostrzegawczy, że należy mieć się na baczności lub uciekać. Jeśli paale zdają się niedość bezpieczne, opuszczają je lub nawet palą, a sami wynajdują sobie inne schronienia, które znów porzucą w razie grożącego niebezpieczeństwa, a przybyli po niesłychanych trudnościach ajenci władzy, znajdują tylko popiół i zgliszcza.
W takim to paalu, zwanym Tandit, szukał schro-