Strona:Juliusz Verne-Dom parowy T.1.djvu/138

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Fox znowu oddał ukłon wojskowy i odszedł zamknąć się w swojej zbrojowni.
Oto plan tej drugiej części naszej podróży, plan, który wcale już nie miał być zmienionym, chyba w niespodzianych jakich wypadkach.
Siedmdziesiąt pięć kilometrów drogi posuwać się mieliśmy w kierunku północno wschodnim, a potem już zwrócimy się prosto na północ przez Biswah, koło gór Nepaul i przez królestwo Oude i Rohilkhande.
Inżynier tak nakreślił plan naszej podróży; aby wszelkim zapobiedz trudnościom. Wprawdzie w północnym Industanie mogło być trudno o węgiel, lecz drzewa pewnie nie zabraknie. Słoń nasz stalowy będzie mógł doskonale się posuwać po szerokich i dobrze utrzymanych drogach, w pośród najpiękniejszych lasów półwyspu indyjskiego.
Prawie siedmdziesiąt kilometrów drogi oddzielało nas od małej mieściny Biswah. Postanowiono, że posuwać się będziemy z umiarkowaną prędkością, aby z łatwością można było zatrzymać się czy to dla przypatrzenia się jakim pięknym krajobrazom, czy dla myśliwych żeby mogli polować. Mnie zostawiono wolność towarzyszenia kapitanowi w tych myśliwskich wycieczkach, lecz że nie byłem tak zapalonym myśliwym jak oni, nie często im towarzyszyłem.
Od czasu jak zmieniliśmy kierunek podróży, pułkownik Munro więcej przystawał z nami. Zdala od miast i doliny Gangiesu, pośród niezmierzonych pól i lasów zdawał się mniej znękany i przygnębiony. A jednak pewnie nie zapomniał ani na chwilę, że olbrzym stalowy wiedzie nas ku północy Indyi, gdzie zdawał się pociągać go jakiś nieprzeparty fatalizm. Czy to przy obiedzie, czy w wieczornych pogadankach przeciągających się niekiedy późno