Strona:Juliusz Verne-Dom parowy T.1.djvu/090

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

i najbiedniejsi rajoci, Vajszyasi, kupcy i rolnicy, Kszatryasi, dzielni miejscowi wojownicy, Sudrasi, nędzni wyrobnicy, do różnych sekt należący, pariasi, biedacy, wyjęci z pod prawa, których spojrzenia kalają przedmiot na jaki się zwrócą — jednem słowem wszystkie klasy i wszystkie kasty istniejące w Indyach. Jedni przybyli w palankinach, inni w powozach ciągnionych przez wielkie woły z garbami. Jedni leżą przy swoich wielbłądach, drudzy przywędrowali pieszo, i nieustannie coraz nowe nadciągają jeszcze tłumy. Tu i owdzie powznoszono namioty, tam znowu szałasy z gałęzi, a nareszcie i wyprzężone wozy służą pielgrzymom za tymczasowe mieszkanie.
— Co za ciżba! rzekł Kapitan Hod.
— O zachodzie słońca woda Phalgu niesmaczną i wstrętną stanie się do picia, rzekł Banks.
— A to czemu? zapytałem.
— Bo są to święte wody i cały ten tłum podejrzanej czystości będzie się w niej kąpać, jak Gangesiści w wodach Gangesu.
— Czy obozowisko nasze leży w dole rzeki? zapytał kapitan.
— Przeciwnie, ale nie obawiaj się kapitanie.
— No, to dobrze, boć niepodobnaby poić naszego Stalowego Olbrzyma tak zanieczyszczoną wodą.
Przesuwaliśmy się pośród tysiącznych tłumów ściśniętych na niezbyt wielkiej przestrzeni. Niemile raził uszy przykry odgłos łańcuchów i dzwonków — wydawali go żebracy w ten sposób wzywający jałmużny. Tłoczyły się tu najrozmaitsze okazy żebraczej zgrai, wyzyskującej miłosierdzie udanemi ranami. Oprócz nich było tu pełno fanatyków okrytych rzeczywistemi ranami i dobrowolnie pokaleczonych. Niektórzy z tych fakirów postanowili sobie całą drogę, jaką przebyć mieli, własnem zmierzyć ciałem.