Strona:Juliusz Verne-Dom parowy T.1.djvu/029

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

atmosfery, klimat, nie zmieniając nic jednak w swojem życiu... o tak... może!
— Nie byłoby już tych bungalow przeznaczonych dla podróżnych, odrzekł kapitan Hod, w których co do wygody dużo pozostaje do życzenia, a w których nie wolno przemieszkiwać bez pozwolenia administracyi miejscowej!
— Nie byłoby już oberzy obrzydłych, w których moralnie i fizycznie nas odzierają na różne sposoby, zauważyłem nie bez słuszności. Byłoby to coś na kształt budy wędrownych kuglarzy, wykrzyknął kapitan Hod, ale udoskonalone i upiększone, co za marzenie! Zatrzymywać się kiedy się podoba, jechać kiedy się chce, jechać sobie wolno gdy się lubi, lub pędzić galopem, mieć ze sobą nietylko pokój sypialny ale i salonik, jadalnię pokój do palenia, a przedewszystkiem swoją kuchnię i swego kucharza, oto postęp przyjacielu Banks. To tysiąc razy doskonalsze jak koleje żelazne, może mi zaprzeczysz inżynierze spróbuj.
— Eh, eh, przyjacielu Hod, odrzekł Banks, byłbym zupełnie twego zdania, gdyby...
— Gdyby? zapytał kapitan ruszając głową.
— Gdyby w zapale waszym ku postępowi niebyliście się zatrzymali w drodze.
— Czyż pozostaje jeszcze coś lepszego do zrobienia?
— Osądź sam. Uznajesz że dom toczący się o wiele doskonalszy jak wagony nawet wagony salonowe, nawet jak „sleepnig carrailways”. I masz słuszość[1] kapitanie wtedy jeśli się ma czas do stracenia, jeżeli się jedzie dla swoich przyjemności a nie dla interesów. Zdaje mi się, że wszyscy się zgadzamy na tym punkcie.
— Wszyscy! odparłem.

A pułkownik Munro skłonił potwierdzająco głową. Więc zgoda, zawołał Banks, dobrze. Lecz idźmy dalej. Udajesz się do fabrykanta powozów, który zarazem

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – słuszność.