Strona:Juliusz Verne-Dom parowy T.1.djvu/020

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

być w ciągłym i ustawicznym wirze, nie słyszeć nic prócz gwizdu lokomotyw i zgrzytu relsów, czyż to znaczy podróżować?
— Dobrze mówi! — wykrzyknął kapitan Hod. — Odpowiedz na to jeżeli umiesz Banks! Jakże ty o tem sądzisz pułkowniku?
Pułkownik, do którego zwrócił się właśnie kapitan Hod, skłonił lekko głową i odpowiedział:
— Jestem ciekawy, co Banks odpowie panu Maucler naszemu gościowi.
— Tem się wcale nie kłopoczę, odrzekł inżynier, i wyznaję że Maucler ma słuszność pod każdym względem.
— Toż jeżeli tak, to na cóż budujesz koleje żelazne?
— Dla tego kapitanie, abyś mógł, gdy ci pilno, w sześćdziesięciu godzinach dostać się z Kalkuty do Bombay.
— Mnie nigdy nie pilno.
— Więc dobrze, to w takim razie kapitanie najlepiej podróżuj piechotą.
— To też właśnie myślę tak uczynić.
— Kiedy?
— Wtedy gdy mój pułkownik zechce odbyć ze mną piękną przechadzkę przez ośm lub dziewięć set mil po półwyspie.
Pułkownik uśmiechnął się tylko i zapadł w swoje zwykłe marzenia, a w takich chwilach nawet najlepsi jego przyjaciele, jak inżynier Banks i kapitan Hod, z trudnością słówko z niego wydobyć mogli.
— Zaledwie od miesiąca bawiłem w Indyach, a przyjechawszy wprost koleją z Kalkuty do Bombay wcale półwyspu nie znałem.
— Zadaniem mojem było zwidzieć najprzód część jej północną za Gangesem, zwidzieć wszystkie większe miasta, przypatrzyć się główniejszym pomnikom i poświę-