Przejdź do zawartości

Strona:Juliusz Verne-500 milionów Begumy.djvu/247

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

małych równoległych otworów. O dziesiątej wszystko już było gotowe, kiszki z dynamitem umieszczone i lont zapalony.
Marceli wiedział, że lont będzie palić się pięć minut, a że zauważył poprzednio, iż szynk, umieszczony w suterenach, tworzy sklepioną piwnicę, tam więc schronił się z Oktawiuszem.
Nagle budynek i piwnica zadrżały, jak gdyby wskutek trzęsienia ziemi. Zaraz potem nastąpił straszny huk, jak gdyby wystrzał z trzech lub czterech dział odrazu. Potem, po dwóch lub trzech sekundach, grad gruzów posypał się na ziemię ze wszystkich stron.
Przez kilka następnych minut słychać było tylko przeciągły grzmot zapadających się dachów, trzask belek, huk walących się murów i brzęczącą kaskadę stłuczonych szyb.
Nakoniec straszny ten hałas przycichł. Oktawiusz i Marceli wyszli ze schronienia swojego.
Marceli, chociaż oswojony z nadzwyczajnymi skutkami wybuchających ciał, zadziwił się jednak, ujrzawszy teraz ich rezultat. Zburzone mury wszystkich pracowni w pobliżu Centralnego oddziału podobne były do zbombardowanego miasta. Gruzy, odłamy szkła, szczątki gipsu zaścielały ziemię dokoła; chmury