Strona:Juliusz Verne-500 milionów Begumy.djvu/220

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nie, wykazał raz jeszcze doskonałe usposobienie żołnierzy-obywateli. Ubrani w krótkie wełniane kaftany, płócienne spodnie, pół-buty i dobre skórzane kapelusze, uzbrojeni w karabiny Werder’a, ćwiczyli się po wszystkich alejach.
Gromada chińskich robotników kopała ziemię, robiła fosy, wznosiła okopy i reduty, gdzie tylko można było. Rozpoczęto wylewać działa i czynność tę prowadzono bardzo gorliwie. Do robót tych doskonale przydały się piece dymożercze, których wielką ilość posiadało miasto, a które teraz zużytkowano, zamieniwszy je łatwo na piece do odlewów.
Wśród tego bezustannego ruchu, Marceli okazywał się niestrudzonym. Był wszędzie i wszystkiemu podołać umiał. Umiał też rozwiązywać natychmiast wszelką trudność, czy to praktyczną, czy teoretyczną.
W razie potrzeby zawijał rękawy i sam pokazywał jakiś prędki sposób, jakiś ruch szybki w robocie. To też miał wielką powagę u wszystkich i rozkazy jego spełniano zawsze jak można najściślej i bez szemrania.
Przy nim Oktawiusz robił co mógł. Na razie miał wprawdzie chętkę suto ozdobić swój mundur złotymi galonami, ale wkrótce zrzekł się tej myśli, zrozumiawszy, że służbę swą