Strona:Juliusz Verne-500 milionów Begumy.djvu/158

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

którą on postara się urzeczywistnić, jeżeli śmierć go nie zaskoczy przedtem!
Poczem wrócił od niechcenia w stronę krzewu o czerwonych kwiatach, zerwał z niego dwa lub trzy liście, tak, że dozorcy jego musieli to zauważyć.
Wróciwszy do pokoju swego, z takąż ostentacyą wysuszył liście te przed ogniem, zgniótł je potem w rękach i nakoniec zmięszał z tytoniem.
Z wielkiem zdziwieniem swojem Marceli budził się co rano przez sześć następujących dni. Czyżby Herr Schultze, którego nie widywał więcej, z którym się nigdy nie spotykał podczas przechadzek, miał zaniechać zamiaru swego co do pozbycia się jego osoby? Nie, zapewne tak jak nie zaniechał zamiaru zniszczenia miasta doktora Sarrasin’a.
Marceli korzystał z tego, że mu pozwalano żyć, i codziennie powtarzał swój manewr z liśćmi. Naturalnie, że nie palił belladony; w tym celu miał dwie paczki tytoniu, jednę na swój użytek osobisty, drugą na codzienną manipulacyę, Celem jego było, obudzić ciekawość Arminiusa i Sigimera. Bydlęta te, tak namiętnie palące fajki, musiały zauważyć nareszcie krzew, z którego zrywał liście, musiały naśladować jego czynność i sprobować smaku, jaki ta mięszanina nadawała tytoniowi.