Strona:Juliusz Verne-500 milionów Begumy.djvu/148

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nie rzeczą byłoby rozumować z Herr Schultz’em, nie starał się odwieść go od jego zamiaru.
Obydwaj opuścili pokój granatów, którego sekretne drzwi zostały zamknięte, i wrócili do jadalnego pokoju.
Z najnaturalniejszą miną w świecie Herr Schultze podniósł do ust swój kufel piwa i, zadzwoniwszy na służącego, kazał sobie podać inną fajkę na miejsce tej, którą stłukł, poczem rzekł do lokaja:
— Czy Arminius i Sigimer są tam?
— Tak, panie.
— Powiedz im, że mają być blisko na zawołanie moje.
Kiedy służący opuścił pokój jadalny, Stalowy król, obróciwszy się do Marcelego, spojrzał mu prosto w twarz.
Alzatczyk nie spuścił oczu przed tym wzrokiem, który stał się metalowo twardym.
— Wykonasz pan rzeczywiście ten projekt?
— Rzeczywiście. Znam doskonale położenie Miasta-Francyi, tak co do długości, jak szerokości geograficznej, i 13-go września, o czterdzieści pięć minut na dwunastą wieczór, zakończy ono byt swój.
— Należałoby może utrzymać plan ten w zupełnej tajemnicy!
— Mój drogi — odpowiedział Herr Schultze — widzę stanowczo, że nigdy nie będziesz logi-