Przejdź do zawartości

Strona:Juliusz Verne-500 milionów Begumy.djvu/060

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

niedorzeczny tylko użytek zrobić zeń mogły. W przeciwniku swoim nienawidził nadewszystko narodowość jego. Gdyby chodziło o niernca, nie nastawałby tak z pewnością i t. d., i t. d., ale myśl, że jakiś tam mniemany uczony francuski mógłby użyć tego ogromnego kapitału na cele idei francuskich; myśl ta niepokoiła go ogromnie i wkładała na niego obowiązek dochodzenia praw swoich, chociażby na przebój.
Na pierwsze wejrzenie nie było widocznego związku myśli między tem zboczeniem politycznem, a bogatym spadkiem. Ale Mr. Sharp, nawykły do interesów, łatwo dostrzegł wyższy stosunek, jaki zachodził między narodowemi dążnościami rasy germańskiej wogóle, a szczególnemi dążnościami Schultze’a względem spadku Begum. W gruncie rzeczy należały one do jednej kategoryi.
Zresztą niepodobna było wątpić. Upokarzającem to mogło być dla profesora uniwersytetu Jeny, ze łączyły go stosunki pokrewieństwa z rasą niższą. Nie podlegało wszakże wątpliwości żadnej, że babka, francuzka, odpowiedzialną była po części za wytworzenie tego niezrównanego okazu ludzkości. Tylko pokrewieństwo to będące drugiego stopnia dawało mu też prawo drugorzędne, niższe, od praw doktora Sarrasin’a do owego spadku.