Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Przymierze serc i inne nowele.djvu/79

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dział, — żeby umiał! Opowiadałem mu jak najprędzej, gdzie siedzę przy biurku, którędy chodzi ksiądz prałat podczas dyktowania, gdzie pijemy kawę, że on z tej strony, ja z tamtej, a siostry stoją przy drzwiach.
Ale było za późno, — już wszedł mój katecheta.
Podał rękę ojcu, który jej nie pocałował. Poskrobał mnie cienkiemi migdałkami za uchem i zaczęli rozmawiać, a ja drżałem ze strachu podczas tej rozmowy! Nawet musiałem sobie przypominać, że ojciec jest silny, może dźwigać, umie piłować grube drzewo, — więc nic mu się nie stanie.
A może drżałem ze strachu dlatego, dziśbym to może tak rozumiał, — że wtedy tam na cichym dywanie razem ze mną stały naprzeciw siebie dwie sprawy, które równie kochałem, jedna najlepsza i druga...
Moja miłość i wiara, — czy jak?
Jedno biedne, zawstydzone, z żółtemi błyszczącemi policzkami nad przekrzywioną krawatką, chude, ochrypłe, w czarnym surducie i zabłoconych trzewikach, a drugie w miękkich pantofelkach, zapachem i fioletem tchnące, z różową ręką, jakby w gruszce rżniętą.
Nie umiem ci tego wytłumaczyć.
A kiedy wysłuchawszy zamówienia, — ja wiem, pan jesteś sumiennym pracownikiem, nic panu nie narzucam, ma być Chrystus padający pod Krzyżem, — ojciec mój powiedział, — wszystko z siebie dam księże prałacie, — kiedy to się stało, wybuchnąłem śmiechem. Najsmutniejszym, jaki może być, bo go wcale nie rozumiałem.