Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Przymierze serc i inne nowele.djvu/168

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Szczegóły techniczne nie nastręczały wiele trudności. Postanowiliśmy, że stołować się będzie panna Kruszewska w naszem kasynie.
— Oczywiście, — Kujon żądał tego stanowczo, nie można na takie ciężkie przejścia dawać komuś bataljonowego wiktu. Szalenie dużo znaczy odpowiednia djeta. Więc bez naszych kasz, kapust, słonin, „jedzonko“ lekkie, — dużo nabiału i siekanej cielęciny.
Postanowiliśmy również, że panna nie będzie mieszkać w koszarach, a w pałacyku o pół kilometra od koszar. Pałacyk ów co prawda wystawili kiedyś rosyjscy oficerowie dla panien swego pułku, ale przecie do murów z „hańby“, czy rozpusty nic nie przyschło, natomiast zostało wiele palm, fikusów i różnej egzotycznej zieleni, która w danym razie posłuży za ozdobę.
— Trzeba bardzo uważać na takie drobiazgi, — zalecał Kujon, — nieraz jakiś głupi szczegół, czy kwiatek może zdjąć człowiekowi kamień z serca.
Leń, zwrócił jeszcze raz uwagę na sentymentalną stronę przyjęcia. Może zdołamy odnaleźć pamiątki, jakieś „ostatnie słowo“, coś w tym rodzaju?
Nikt nic nie miał. Było „to“ podczas odwrotu, oprócz fotografji w kancelarji pułkowej u naszego chorążego kancelaryjnego nic nie znaleźliśmy.
W oznaczony dzień, pożyczonemi z dworu niebieskiemi sankami w różowe kwiatki, najlepszą parą bataljonowych siwków pojechaliśmy na dworzec.
— Po kawalersku, bracie, — wołał Kujon na woźnicę, gdyśmy się znaleźli za koszarami, na białej, skrzącej od słońca przestrzeni.