Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Przymierze serc i inne nowele.djvu/142

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Tu, ksiądz z pod lampy świecił kością słoniową i nieprzerwanie mówił o poważnych sprawach.
Zabiegała z różnych stron. Czepiała się spojrzeniem. Podtykała cukierki. Pot spływał jej po szyi. Nie mogła księdzu przerwać.
— Niech pani kanał przekopie od jednych do drugich, — wtedy się dopiero zleją szczęśliwie razem.
Nie zwracała uwagi na gadanie rejenta. Posiadał dziś wartości cenniejsze od najlepszej wymowy. Był w smokingu. Tchnęło od niego prawdziwym, wielkim światem. Gors, spinki, czarny krawat, strzałka na skarpetkach i świeżutkie lakiery.
Ubłagała go. I wszystkich swoich. Niech na pierwszy ogień — zatańczą. Jakby mimochodem.
— Niech ktoś śmiałym czynem stwierdzi, że nie wszyscy tu kisną. Że tu są już tacy, co na miejscu ustać nie mogą!
W ciężkich wojskowych trąbach zaryczał walc, aż z lamp nowe światło trysnęło.
Pani Aniela przymknęła oczy — tańczono. „Lgnęła sercem“ do każdej podeszwy. Stanisławie widać było w obrocie niebieską pończochę prawie po kolano. Jeżeli ci oficerowie mają w żyłach naprawdę krew swych ojców, — ruszą w tan! — Tylko czemuż Kujon ze Stanisławą tańczył? Dla balu — zmarnowane.
Trefniś — pomocnik, hasał z Ożarowską. Było to dla balu pożyteczne! Skoro Ożarowska tak swobodnie pląsa — to nawet matrony nie potrzebują się krępować.
Teraz już wnet szurganie się pomnoży, nadejdzie czas, że się zderzać zaczną.