Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Generał Barcz.djvu/91

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Nie zgodziłyśmy się. Matka twoja rozwija tylko ciało. A dusza?...
Oszczędzenie duszy dziecka zapomocą rozrywki, ale właściwej! Więc marjonetki. Świat literacki ją poparł.
Wymieniła kilka nazwisk potężnych pyskaczy z wrogiego Barczowi obozu. Wcale nie trzeba ich było tak bardzo prosić... Coprawda, wtedy powszechnie myślano, żeś zginął.
— Jakąż to wszystko ma przyszłość? — zadawał pytanie bardzo oględnie.
Postanowiła teatrzyk swój zamienić na ekspozyturę przyszłego wyrobu lalek. W jednym z domów, w Erneścinie. Lalki te odlewać się będzie z papier maché.
— Papier taki, jak to powinieneś wiedzieć, otrzymuje się ze starych gazet. Zatem surowiec, — nie kosztowny. Formy znajdziemy swojskie u odpowiednich artystów. — A ty? co zamierzasz?...
— A ja? — Opowiadał żonie, czego doznał przez te dwa lata. Jak strasznych prywacyj, jak ciężkich razów i niewdzięcznego losu. Nie byłaż to prawda? — A czy można oddać komuś więcej od prawdy?
— Teraz zaś, tu, — — kończył, wyczerpując przegląd doznanych krzywd i podjętych prac...
Rzuciła mu się na szyję.
— Ja ci zawsze ulegnę, — płakała na szorstkie sznury munduru, — słuchaj, słuchaj... Albo lepiej nie mówmy.
Gdy zaś w obopólnem objęciu przetrwali długą chwilę, westchnęła:
— Wyjdziesz do poczekalni. Ja cię zawołam. Przyniesiesz gazową maszynkę z widowni. Tam się