Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Generał Barcz.djvu/71

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Zasiedli naprzeciw kominka. Przeniewski poprawił ogień, dorzucił drewien i zamilkł, wpatrzony w Barcza ciepłemi oczyma legawca.
Generał odpoczywał, słuchając ciszy, nieustannie przerywanej strzelaniną. Ze szpitali. Żołnierze upominają się w ten sposób o opatrunek, czy wizytę lekarską.
Przeniewski usadowił się na starym podnóżku i, odchyliwszy wbok zalotnie dużą, kościstą nogę, zaczął paplać.
Barcz był przygotowany na dość znaczną ilość tej prozy. Namaszczone zgięcia głosu margrabiego, pieszczotliwość słów, ptasie troski, niby poślady spadające poprzez zdania, kołysały generała. Ocknął się dopiero przy końcu potulnej perory, gdy Przeniewski, złożywszy ręce do modlitwy, jął „błagać.“
— Dosłownie błagam was, generale, nie wzbraniajcie się naszej arystokracji! Udzielcie się jej choć trochę. Wszystko polega na nieporozumieniu tylko. Cały Krywult i cała jego moc w tem, że wy wzbraniacie się ciągle! I dlatego ja naszym chłopcom powiedziałem.
O mundurze dla was.
Barcz pogłaskał swego starego przyjaciela po wonnych puklach. Ziewnąwszy szeroko, mianował go osobistym adjutantem do spraw mundurowo-towarzyskich.
Adjutant wziął się do rzeczy i już drugiego dnia między sesją a posiedzeniem wtargnął do sztabu, oznajmiając, że w ważnej sprawie czekają, — wymienił najtęższe nazwiska wojskowej konspiracji.
Ruszyli samochodem, — do krawca.