Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Generał Barcz.djvu/55

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Czekaj, — odpowiadał Rasiński. — Bo właśnie o Barczu zapomniał.
Ale telefoniści już wiedzieli.
Jeden z nich, stary wytarty podoficer, wyprężył się radośnie i zameldował:
— Obywatel pułkownik Barcz jest z posłami i ze sztabem w ratuszu.
— Barcz z posłami w ratuszu, — darł się w słuchawkę Rasiński, — Barcz z posłami w ratuszu!!!
— Melduj mu o nas, bo jest źle, — skrzeczał Pyć, — melduj mu zaraz!
Rasiński śpieszył na ratusz.
— Barcz, Barcz, — powtarzał w duchu. Istotnie nawet nazwisko, — świetne. Krótkie, szerokie, — rzymski miecz.
Ten sam Barcz, z którym kiedyś w bratnich pomocach dyskutowało się... I w kółkach zagranicznej konspiracji... Młody Traugutt.
Przed ratuszem na drobnym bruku prowincji zbierał się tłum. Wewnątrz budynku, strzeżonego przez warty, biegali radcy miejscy.
We dwóch, trzech, czterech, pięciu, pod rękę, niby czarne, ukruszone grudy.
Rasiński dostał się nareszcie do sali sztabu. Mijając stół, powleczony zielonem suknem, zauważył obfite resztki jedzenia.
W głębi komnaty mroczyły się matadory.
Właśnie prosił dowódcę ekspedycji o pozwolenie zameldowania się pułkownikowi Barczowi, gdy z pośród siedzących głowaczy wywinął się jasny, męski śmiech.