Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Generał Barcz.djvu/423

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Można będzie!?! Co to znaczy „można będzie“? Musi się. Pomyślże tylko, kobieto! — Nie chcę. Nie życzę sobie. — I to już wtedy nie będziesz ty... Zmiany, deformacje. Musisz być taka, jaka jesteś. Poprostu, Haneczko, szkodaby było... Trzeba natychmiast przeciwdziałać.
Przerwali rozmowę. Hanka badawczem spojrzeniem błądziła po twarzy kochanka. — A gdyby się nie musiało, Stachu? Ja wiem, — musi się. Rozumiem, — ale gdyby się nie musiało? Cieszyłbyś się?...
— Na bezludnej wyspie nie musiałoby się. Ale, o ile żyjemy w jakimś świecie, to przecież nato, aby dziecko mogło przyjść na świat, musielibyśmy wziąć ślub, żenić się, jednem słowem —
Hanka ostrożnie klasnęła w ręce: — To jest niemożliwe, Stachu.
— Nie potrzebujesz mi tego tłumaczyć. — Zniecierpliwił się. — Zamiast, żeby wybrać doktora, pomyśleć, jak to urządzić i kiedy, — wyczyniasz wdzięki na rachunek choroby i tej idjotycznie „świętej“ pozycji, jaką daje kobiecie stan odmienny. — Moja droga, chyba znamy się nie od dziś? Wiemy dobrze, co sobie zawdzięczamy. Twoje łóżko, mówmy szczerze, — było powodem wielkich moich samczych udręczeń, — rozkoszy. Było też do pewnego stopnia pierwszym szczeblem mojej „wielkiej“ karjery politycznej. Pierwszą też może przyczyną śmierci mojej żony... Akceptujesz? Otóż mogę być rok, czy może całe życie razem z tobą ale wlec formalnie całą tę przeszłość naszą i jeszcze w dodatku twoje — „Wanderjahre“! Trudno, dziś już nie mogę rozporządzać sobą tak —