Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Generał Barcz.djvu/411

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wali w Erneścinie. Ani remontu, ani sprzedać, ani nic. Dobrze, — jesteś mężem stanu. Wielkim człowiekiem. Niech będzie. Ale na przyszłość? Musisz rozejrzeć się bacznie, wybrać sobie logicznie pannę z towarzystwa, jak się patrzy, nie bez pieniędzy. I mieć dzieci nareszcie, — po ludzku. Żebym nie musiała tej trochy serca, co mi na starość została, rozdawać dzieciom stróżów, czy prostytutek. O — masz pod ręką, panna Bogulicka, — bierz!
Z gorzkim triumfem objaśnił matce, że o Pesteczkę oświadczył się już Przeniewski i został przyjęty.
Dopiero, gdy po północy już, przyjechał Pyć, Barcz się ożywił.
Zaczęli, jak się to ku zmartwieniu matki układało już w obrzęd prawie, — od grzybków kwaszonych, wódeczki, jajecznicy z dziesięciu jaj, przez trudną rozmowę o wojsku — aż do pikiety.
Kiedy usiedli do tych kart przebrzydłych, pożegnała ich i zeszła nadół.
Nim to, nim tamto, nim sio, nim książkę do poduszki przeczytała i znów się ocknęła przy lampie, musiało ujść sporo czasu.
A na ogrodzie wciąż jeszcze leżał kwadrat oświetlonego okna. Jeszcze nie śpią! — Postanowiła rozgonić graczy.
Siedzieli za stołem. Stach miał rozgrzaną głowę, roziskrzone oczy, a ten gnuśny Pyć jak badyl kiwał się na boki.
Pod groźnem spojrzeniem syna cofnęła się natychmiast.