Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Generał Barcz.djvu/395

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— No pewno — cedził Pyć, — będzie łatwiej!
— Zobaczysz Pyć, — napiszę.
— Co napiszesz?
— Nic więcej, tylko napiszę światu, ludziom, sztubakom, że bić się o ojczyznę, która potem człowiekiem w kostki gra —
Pyć chwytał to oburzenie co żywo, przesiewał je dobrotliwemi gesty, — póki nagle Rasiński, płacząc: — Wały, wały, wały, — nie padł w szare objęcia majora.
— Krótko, — Dąbrowa wyciągnął Kwaskiewicza ku oknu, — Rasiński zamierza teraz, — rewelacje... I w kogo to godzi przedewszystkiem, panie Kwaskiewicz? Na pewno przedewszystkiem w eksperta.
— Nie w eksperta — westchnął Kwaskiewicz. — Ja w całkiem innej płaszczyźnie... To godzi w pana generała Barcza! Co my tu znaczymy, — pionki?
— Więc wy tu na tego Rasińskiego wpływajcie — fukał generał pojednawczo — a ja uprzedzę, na gorąco —
Nawet na społeczne „wy“ przeszedł teraz z wydawcą. Dąbrowa rozumiał bowiem, że trzeba było „na gorąco“... Wszystko, co prowadził, z dniem dziś ogłoszonego wyroku kończyło się klęską. Z wielkiego składu N. W. T. S. został sam jeden... Wilde wyleciał do Przedmurza, Krywult wszystkie krzyże miłosierdzia jednoczył w tłustem ręku, nawet ten Pyć obleśny zajmował się już czem innem!
Po drodze przez miasto i most na Wiśle, wobec dalekich, rozzłoconych pierwszą jesienią lasów, zastanawiał się Dąbrowa poważnie nad swem położeniem.