Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Generał Barcz.djvu/388

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

tego? — Odprawił ordynansa. — Z pewną ostentacją zdejmował mundur, przepinał spinki, odkręcał wodę. — Gorący tusz japoński!
— No więc już jest wszędzie w gazetach — westchnął Pyć — aresztowanie Rasińskiego. Prasa się zwija.
Barcz chodził nago po pokoju, gadał, zadowolony, iż choć ktobądź widzi te jego łydy, tors, lędźwia, ramiona krzepkie, — które nie ugną się znów „tak odrazu“.
Gdy wykąpali się i odziali, wróciło pokutne skupienie. Zwłaszcza po nagłem przybyciu Przeniewskiego z wiadomością, — że starzy podoficerowie czekają przy bramie. Oczywiście, nie jest to żadna delegacja, raczej wizyta, — jedna z tych wielu „zaufanych wizyt od tyłu“, — czarnem wejściem.
Barcz zmieszał się.
— Ależ panie, — niecierpliwił się Pyć. I do napachnionego ucha Przeniewskiego wyskrzeczał półgłosem o śmierci Jadzi.
Oczy margrabiego zasnuła pistacjowa zieleń boleści.
Barcz rozstrzygnął krótko: — Już wiedzą widocznie, — kondolencja. — Przyjąć!
— Ci starzy wyjadacze — pocieszał generała Pyć, — zawsze wszystko wiedzą.
Generał obciągnął bluzę i, zapatrzony w czarne gałęzie kasztanów, — czekał.
Po chwili dał się słyszeć ciężki tupot, jakby ktoś kamienie gubił po stopniach.
W otwartych drzwiach ukazało się wyprasowane ra-