Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Generał Barcz.djvu/360

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

rąk ordynansa letni płaszcz i duchownym krokiem zstąpił do samochodu.
Tu, w niecierpliwych wybuchach motoru namyślał się. Bo oto przegrał drugie pół głowy... Kobieta, słodka szelma, zwyciężczyni, mnicha z człowieka zrobi! Ty drugim miłosierdzie, — a tobie czarna samotność...
Machnął ręką i kazał jechać do księgarni Kwaskiewicza.
Panny, stojące za ladami, poprzestraszały się, gdy wszedł. Obecni goście skromnie pochylili głowy.
Krywult przystanął na środku księgarni i czekał, aż zebrani tu ludzie i przedmioty nawykną do aureoli „mocy i potęgi“.
Księgarnia przypominała generałowi dawne, dawne czasy, kiedy jako porucznik gwardji z damą serca, dziewczyną „rozbałowaną“, chodził po petersburskich księgarniach i szukał książki autora, cudzoziemca, — pewno Żyda. Żyda, Szweda, czy Niemca! Który miał na imię — Knut.
W perspektywie półek zabłysnęła pielgrzymia siwizna Kwaskiewicza.
Usiedli pod Bogiem Ojcem, naprzeciw gołej gracji Boticellego.
— Mnieby coś, panie Kwaskiewicz, z resortu estetyki, — obrazów, rzeźb starożytnych. Żeby i piękno, i ton, i wykształcenie i nakoniec, — w salonie także położysz.
Stopniowo jął Kwaskiewicz budować na stole dwa szerokie kominy z książek różnokolorowych, oprawnych w wyciskaną skórę, w irchę, angielskie płótno.