Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Generał Barcz.djvu/297

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Łaskotał Fedkowskiego w szyję: — No, co tam u was, dobrze nawet — ale nieprawidłowo?...
— Nieprawidłowo — jęknął Fedkowski.
— Tak, tak, to — to — to, chłopcze...
— Ja, stary buchalter, drobiazgi chyba jakieś tylko...
— No, to dawać drobiazgi! — zapiszczał Wilde.
— Nieprawidłowo, — płakał na zużyty mundur Fedkowski, — że sierżant-szef żołd ukradł przy wypłacie. A śledztwo zaczęli robić dopiero —
Wilde przeczył niechętnie.
— Nieprawidłowo, że paki, skrzynie z tych aparatów, na opał wzięli. Nieprawidłowo, że maszynistki, zamiast o dziewiątej, przychodzą... Nieprawidłowo, że korespondenci wojenni dokumentów nie zwracają. Pan generał też raczył mieć od nas marszrutę i nie zwrócił.
— Głupiś — trzasnął go Wilde po ramieniu.
— Nieprawidłowo, że pani Drwęska marszrutę miała kilka razy, z ustnego rozkazu generała Barcza.
Wilde rzucił się naprzód, wbijając paznogcie w watowane ramiona oficera.
— Ile razy?!
— Z pięć.
— No jeszcze, Fedkowski, ty myśl, koniecznie myśl. No jeszcze?...
— Dwóch poznańczyków uciekło. Drukarzowi w drukarni, jak majstrowie płacą, a nie jest majstrem. „Gwiazdkę“ żołnierzom wyprawili za to, co drukarnia od Ligi Kobiet zrobiła.
— Ty bałwan jesteś, Fedkowski.