Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Generał Barcz.djvu/295

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Świadectwo moje z korpusu? Ale co wiesz, Fedkowski, — żeby powiedzieć?...
— Rachunkowość prowadziliśmy podwójną buchalterją. Wpływ przychodził —
Wilde przerwał: — Ale tak wogóle? No? Powiedz, co wiesz, Fedkowski, chyba tak lepiej będzie, — nie? No?... A ta pani buchalterka, co to tak ksiąg broniła?
Fedkowski chrząknął zdradliwie, lecz panując nad sobą, odpowiedział jeszcze spokojnie: — Była przedtem buchalterką w cukierniczych zakładach.
— W cukierniczych zakładach. — Przedtem...
Zapadła długa cisza. Wilde wciąż jeszcze nie prosił gościa siadać. Śmigał niebieskim ołówkiem po bibule i troskliwie smakował milczenie.
— A cóż ty, Fedkowski, teraz podporucznik? Co?
— Podporucznik przyjęty dekretem. Z dnia, — za numerem...
— No, to wielki porządek, gdy za numerem. Wielki porządek... A w armji czem był?
— W jakiej armji?
— No, — w ryskim korpusie, naprzykład?
— Kapitanem, panie generale.
— Wielki porządek... Z kapitana awansowałeś na podporucznika. Może krzywda, — co? — Na siną twarz Wildego wystąpiły czerwone piętna. — No, co wiesz, Fedkowski, powiedz, — co wiesz?...
Gęsty pot perlił się na czole Fedkowskiego, a ręce lepione przepisowo do spodni, zalewała ciepła wilgoć.
— Już nic nie wiem, panie generale.