Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Generał Barcz.djvu/271

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— No, to pan też będzie rzeczoznawcą, — warknął Barcz.
Pyć schludnie przełknął ten zaszczyt.
— I to już będzie waszą rzeczą, by się Wilde mądrzejszym nie okazał. Obok Krywulta, — rachował dalej Barcz, — staje generał Dąbrowa. N. W. T. S. otrzyma... To wy macie, Pyć, wszystkie akta w sprawie zamachu?
— Tak jest.
— N. W. T. S. na pierwszy ogień otrzyma...
— Coś, na czem się wywali, — pokwapił się major.
Spojrzeli sobie w oczy długo i głęboko, póki im we wzroku ślad żaden nie został i nie wróciły okrągłe iskry uważnej rozmowy służbowej.
— Przez ten czas zaś, aż do neutralnego przyjęcia u Drwęskiej, — kończył Barcz, — żadnych zabiegów... Odłogiem pozostawi pan całą prasę krywultowskich fok. Niech jeszcze mocniej farbują. I, — Pyć! Rasińskiemu jakiś knebel nareszcie założyć!
Nie wtajemniczając w istotę planu, musiał jeszcze Barcz szczegółowo porozumieć się z Hanką, co do sposobu postępowania. Prosił przedewszystkiem, aby podczas „wieczoru powrotu“ zapomniała wogóle, że tu idzie o politykę.
— Okres zamachów, — mówił, gdy minęli pokoje pełne sprzątającej służby, — doprawdy skończył się już. Teraz wszystko, — gładko, delikatnie. Rzecz jest pomyślana, chérie, w dwóch uderzeniach. U ciebie odbędzie się tylko zbliżenie towarzyskie. Część druga, właściwa — u mnie. U matki Grakcha... Tam u mnie,