Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Generał Barcz.djvu/245

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

tylko jeszcze, Napoleon I, — syn zmieniał bieliznę przed nocnemi posiedzeniami, konferencjami i sztabami.
Trzeba, żeby ta koszulina prasowana była sztywno, bo wtedy na piersiach mundur „szczytnie się sklepia“.
Koszulę „z dnia“, przepoconą, rzucał na łóżko i można było z niej wodę kręcić.
— Doprawdy, leje się z niej, jak deszcz, — ubolewała nad synem.
Nie odmruknął nawet matce. Czekało go za godzinę ciężkie posiedzenie Rady Ministrów, zwołane na jego własne żądanie, a wymierzone przeciw ministrowi skarbu.
Sprawa dostaw ze strony sprzymierzonej potęgi utknęła w martwym punkcie i teraz nietylko odrabiać trzeba było pracę zbyt uczciwych wysłanników po zagraniczne stoki, ale narzucała się potrzeba natychmiastowego a olbrzymiego kredytu.
Barcz przeczuwał, że spotka się nietylko z twardą opozycją starego „rekina“ finansów, lecz także z oporem osierociałych po Krywulcie, a wciągniętych już do rządu, wrogich podczas zamachu, — fok.
Zmieniając koszulę, wpatrzony w okno, jakgdyby widział już wpośród strug deszczu krągły wianuszek siwych głów posiedzenia. Poprzez plusk ulewy liczył Barcz swe argumenty do ostatniego. Ów ostatni — o nożu w zębach szeregowca, który to szeregowiec, brakami do ostateczności doprowadzony: — „wówczas, odpowiedzialność przesunąć się będzie musiała na tych, którzy“...
Argumenty polityczne miał z flanki rozwinąć mini-