Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Generał Barcz.djvu/244

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Do Puzyrewskiego, — argumentem tym zwyciężał niezawodnie, — towarzyszyła mama ojcu, ale mnie, synowi, w najtrudniejszych chwilach walki —
Ustępowała i, cofnąwszy w cień wszystkie pretensje, nawet dotyczące remontu Erneścina, — znów matkowała wzorowo.
Matkowanie nie jest łatwe —
Rano — i to jeszcze musisz przemycać — pilnuj, żebyś tekę, w której się może całe państwo układa, — na czas złapała i wsadziła do niej bułkę z szynką. Potem stój nad ordynansami, żeby powoli z tego kawalerskiego chlewa zrobić ludzkie mieszkanie. Obiad, — zupełna loterja, nigdy nic niewiadomo.
W tej porze, zmordowana bezowocnem czekaniem, odwiedzała synową, lub Jasia.
Mimo wszystkie podejrzenia nie mogła niczego złego dopatrzeć się w Jadzi. Jaś poprostu śmiał się, twierdząc, że nie o to idzie, a tylko, że się ich wszystkich najstarszy brat najzwyczajniej — wstydzi.
Matka „zamykała“ im usta. — Kiedy po wojnie Stach dla nas wszystkich zremontuje Erneścin, to wtedy ocenicie.
Wieczorem, zwłaszcza, kiedy się pierworodny znowu na te swoje fronty wybierał, — czekała w domu. Żeby miał do kogo przemówić. Niechże przemówi po tym całodziennym kołowrocie.
I znów uważać, żeby się w piecu paliło, żeby ciepło było do przebierania.
Gdyż co wieczór, — zdaniem starej Barczowej podobne przyzwyczajenie miał z wielkich wodzów jeden