Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Generał Barcz.djvu/222

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Potem miała iść kolej na Dąbrowę. Barcz uznał za godne włoskiego renesansu, że swojski Rienzi czekać będzie ze sprawą, — aż uleżą się miłosne nieporozumienia.
Dopiero kiedy na zielone sukno z śledztwem Jabłońskiego wypłynęła osoba Wildego, pozwolił sobie Barcz natychmiastowo wymierzyć zadośćuczynienie.
Wtedy to na krótko przed wyprowadzką z hotelu do jakiegoś starego pałacu stanisławowskiego w okolicy Łazienek, — zamówił sobie wizytę u Drwęskiej.
Przyjęła go późno wieczorem, jakby nic między nimi nie zaszło.
— Przyszedłem pani podziękować. Podziękować w imieniu całego społeczeństwa. Może nawet narodu?!
Wsparłszy głowę na rękach, patrzyła uważnie, jakby ją więcej obchodził sposób poruszania warg, niż same słowa.
— Całe społeczeństwo tak podnosi bezkrwawy mój czyn, a nie wie, ileś w tej sprawie zdziałała!
— Daj spokój, Barcz, tym głupstwom!
— Przyszedłem więc oznajmić pani, że ofiara, przeze mnie dla jej honoru staropolskim alkownianym zwyczajem tej nocy podjęta, przyniosła mi ogromne procenty, — które należałoby dzisiaj sprawiedliwie podzielić...
— Dajże spokój, Barcz. — Żar szumiał w jej wysoko uniesionych piersiach.
— Zaczęliśmy naszą spółkę od listu Krywulta, „zdobytego“ przez panią na Wildem. Nie da się wogóle opłacić to niebywałe powodzenie, które intymnym pani zabiegom zawdzięczam!