Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Generał Barcz.djvu/17

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Rasiński uśmiechnął się pobłażliwie i długo całował skronie żony, ramiona, ręce.
Umówili się, że się spotkają wieczorem, albo w kawiarni, albo na plantach.
Z teką pod pachą wyszedł na swą rundę codzienną.
Obejść wszystkie umówione gniazda spiskowe.
Robili już te spiski oni, starzy oficerowie legjonowych brygad, wrogowie Austrji, wrogowie umowy z Niemcami, — nałogowo, — jak się stawia pasjanse. Dawali sobie rozkazy, spełniali je, wyznaczali nowe miejsca zbiórki...
Po całym Krakowie.
Dziś u adwokata na Szewskiej, potem na Florjańskiej, potem na Małym Rynku.
Zdawali sprawę o uczynionych postępach konspiracji w Królestwie, na wschodzie, na zachodzie, na Ukrainie. Nazwy dalekich miast, planów fortecznych, dyslokacyj, tajemniczych komend, mełły się drobnym pośpiesznym trybem, jak w młynku.
Przytem zbierało się mnóstwo dowodów, obciążających rządy zaborcze. Musiało się umieć wyliczać całe litanje krzywd. Popalone wsie, pogwałcone przez Prusaków dziewki, porwanych na przymusowe roboty chłopów. Straszne „menu“ uwięzionych w Szczypiórnie legjonistów. Spamiętać wyrwane kable, skradzione tramwaje, zalane kopalnie. Tragedje polskich korpusów wschodnich.
Bezliku tego było.
Rasiński codzień uczył się tej kalwarji w biurze, na Florjańskiej, pod perkalową spódniczką abażura.