Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Generał Barcz.djvu/157

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

to zapewne dobre są takie „nożyce“. — Właśnie oceniał delikatne przeciwieństwa pomiędzy posługą oddawaną państwu przez takie kształty a ciężką pracą generalską, — gdy oznajmiono Barcza.
Damy, rozsiadłe na kanapach, podebrały się energicznie. Oficerowie wypuczyli piersi naprzód. Pietrzak swoje ewangelje zaraz wgórę podciągnął, nawet Rasińska zarumieniła się.
Drwęska z Pesteczką splotły się w wianuszek rozmownej, powiewnej przyjaźni, tkany barwą sukien, zieloną i niebieską.
I tak generałowi Barczowi z frontu wracającemu drogę zastąpiły.
Był od rana w doskonałym humorze. Zaraz przy śniadaniu wysypał mu Przeniewski na kołdrę stan „sprawy“. Punkt ad „pod laleczką“ można było uważać za wyczerpany.
Margrabia mówił o tem tak żałośnie, że go Barcz indagować musiał.
— Czy się pan „aby“ w mojej żonie nie podkochujesz? Bo wy, w którego żyłach może płynąć zrządzeniem rikoszetu jakaś burbońska krew —
Wiadomości o zamachu Krywulta precyzowały się też coraz wyraźniej. W materji tej Dąbrowa i Pyć dostarczyli już prawie wszystkiego. Jeszcze tylko niewiadomy dzień i godzina...
— Pan z frontu, panie generale, — zaświeciła Pesteczka jasnym śmiechem, — z naszych kresów!
— Tak, — odpowiadał przez wątłe ramiona hrabianki w stronę Drwęskiej.