Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Generał Barcz.djvu/125

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.



IV
ZAMACH

Barcz leżał, nakryty aż pod brodę czerwonym atłasem hotelowej kołdry, nie zdając sobie jeszcze sprawy, kto siedzi na brzegu łóżka. Przez zmrużone powieki widział, że oręduje nad nim oficer jakiś.
Lecz oficer ten był tak podobny do Rasińskiego, że Barcz nie śpieszył ani z ocknieniem, ani z nawdzianiem państwowego oblicza, — zaufany w dawnej przyjaźni.
Przeciwnie, myśl jego płużyła wśród dawnych wspólnych wspomnień „z indjańskiego okresu“, kiedy był wodzem, a Rasiński głośnym jego heroldem, huczącym na młodzieńczych wiecach wspólnej sprawy.
Rasiński siedział na brzegu łóżka i czekał, aż się generał „rozczmucha“. Narazie gadał tylko o pogodzie, zimnie, o groteskowej publiczności hotelu.
— Co za mieszanina raztakwerów z całego świata. Więc nato, żeby te w strojnych mundurach zapiekane ptifury obsypały całą Europę, — musiało zginąć kilka miljonów ludzi.
Widząc zaś, że Barcz znów zamyka oczy:
— Ale kobiety z sobą przywożą!! W ślicznej, przed-