Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Generał Barcz.djvu/113

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Urodzony jestem z Polaków. Górnoślązak? Upper Silesia...
Donośnym, jak huk transmisji, głosem — o miejscu urodzenia na jakichś eksterytorjalnych wyspach. O pobycie w Anglji i na całym „szwiecie“.
Był pogruchotany na zachodnim froncie, — to go nawróciło. Przedtem żył tak samo, jak „szyscy“ inni...
Domniemane grzechy „szystkich innych“ zgrzytnęły mu w zębach.
Po pogruchotaniu oddał się dziełom zdrowia fizycznego, odrodzenia, religji. — Aby ta wojna...
Bladość wionęła przez twarz, jasna szczecinka włosów zjeżyła się na sękatej czaszce.
— Aby taka wojna nigdy więcej...
Zagabnięty o tak egzotyczne zainteresowanie, jak polskie dzieci: — Szyćkie dzieci całego szwiata... Uszwiadomicz!
Po chwili przeszedł w omdlały szept. — Misja redemptorystów nie ma nigdy w statucie przewidzianych marjonetków. Dlatego będzie to trudno wprowadzić. Najlepiej byłoby kupić i przesłać do muzeum. Polish folklore.
Jadzia dała znak mężowi, by nie przerywał. Usiadłszy naprzeciw Pietrzaka jęła poważnie traktować o warunki.
— Pan Przeniewski mówił, że się misja tem interesuje. — Że misja chciałaby przejąć ten teatrzyk.
Wzdętym głosem opowiadała równocześnie i o frekwencji, i widokach powodzenia, i genezie laleczek, i studjach nad architekturą i przyszłej fabryce.