Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Generał Barcz.djvu/106

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Starzy, wybrani podoficerowie zaglądali w oczy kutym błyskiem oddania.
Barcz miał niejasne przeświadczenie, że wierność ta krępować go będzie.
Zresztą, bardziej od warty, wyganiały go z publicznych lokali sprawy domowe. Uważał, że do pewnego stopnia musi unikać ludzi. Bo jakże znieść te pełne oficerów przedstawienia dla dzieci?... Jakże znieść niebezpieczne, groźne swą naiwnością wzmianki w dziennikach o coraz to nowej premjerze „Pod laleczką“?
Żal mu było żony i nic stanowczego nie umiał w tej sprawie polecić Przeniewskiemu.
Zdezorjentowany margrabia zabiegał, starał się i „przyczyniał“.
— Dziś — oświadczył któregoś dnia Barczowi — pod „naszym“ teatrzykiem czekały już dwa powozy. Może dojść do tego, że zczasem sznury pojazdów... Pani Jadzia... Kamea w świtce wołyńskiej. Nasza kamea — naprzeciw hrabianki Pesteczki.
Mówił o znanej w salonach, uroczej melomance przezwanej Pesteczką, — hrabiance Bogulickiej.
Barcz postanowił do jakiegoś czasu tamponować to wszystko...,
Był w tym celu u matki.
Kroczył dwadzieścia minut niecierpliwie w zwietrzałej głębi starego lustra. Znowu mu się pokłoniły spłoszone zdania matczyne o pracy Jadzi, o zasłużonej nagrodzie powodzenia.
— Czy mama nie rozumie, że albo jej teatrzyk, — albo moje ministerstwo?...