Przejdź do zawartości

Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Czarne skrzydła Tadeusz.djvu/51

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Jak błazen czy też fagas — powtarzała jeszcze ha ciemnych schodach biblioteki Staszica.
Z słowami tymi wpadła, przez pusty przedpokój, do wypożyczalni.
Pani Stanisława zerwała się znad biurka, na którym udało się jej wreszcie wystylizować francuski list do Coeura: po sprawdzeniu każdego słowa i czasu, i trybu w obu Laroussach i w gramatyce.
— Co ci jest, moje dziecko, ależ co to, kochanie, co to?!
Zuza upadła na krzesło. Zdejmując rękawiczki rzekła po długiej chwili:
— Zmokłam! Każesz mi tu przychodzić, a przez miasto znów pędzą krowy! Tyle żywego mięsa, i tak je biją, walą!
Pani Stanisława uśmiechnęła się wyrozumiale:
— Nic na to nie możemy zaradzić. Wiesz przecie, że dwa razy na tydzień pędzą przez miasto krowy do uboju.
.