Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Życie Chopina.pdf/60

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

na tego czarodzieja, który tak gra cudownie, że najstraszliwsze przeciwieństwa życia, ducha, miłości i cierpienia układają się zgodnie w muzyce... Gdyby nie oycu ciężar... To właśnie gdyby krwawi zawsze na klawiaturze, ale za to jakiej dodaje mocy i jakiego wyrazu, i jakiej polotności!
Słuchajcież państwo, markizowie, Berliozy. Muzyka, że sam bledniesz i umierasz palcami na klawiszach. A potem, gdy klaskają zachwyceni, mówisz im z półuśmiechem, niby to od niechcenia, że to była któraś tam pieśń bojowa pułku polskich ułanów. Zawsze ten błysk!... A potem dodajesz niedbale do przyjaciela — jutro o tym zapomną.
Cóż jutro, dziś jest szampan! Te przeciwieństwa cudne to jest dopiero życie! Z krwi, bólu toczyć piękno doskonałości, z poszarpanych mundurów i szmat prząść czarujące tęcze, ach, cóż to za zabawa nieprzytomna! Tam w oceanie samo już się układa, co się ułożyć ma z takiej przeciwstawności, a teraz przyjaciele!
Jazda! Z własnego wytwornego mieszkanka własnym kabrioletem, ulicami tej wyspy, która się zwie Paryżem, do Rocher de Cancal. Najlepsza restauracja. Obok przepięknych egzemplarzy płci pięknej na piętro, mimo kępy garsonów, dalej do gabinetu!
Tu przewertować poważne dziełko z wybornym spisem potraw i już, dalej! Więc ostrygi, potem puré z dziczyzny, a potem będzie matlot, cóż, rybka jak marzenie; no a potem szparagi.
Takie menu ułożył, zjedli, ma się rozumieć całe śnia-