Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Życie Chopina.pdf/28

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Chopin urodził. I wśród sztychów szukają, i ryją w aktach, i jak, co i którędy co żywo ustalają.
A znów tutaj w stolicy przez banki, spółki, fundusze, syndykaty, zarządy i zakłady przeleciało nazwisko generała. Jakbym to widział! Można by się zadumać ze wzruszenia, może nawet popłakać: gdy ten generał w gwiazdach, orderach, w chrzęście wodzowskiej glorii jakby pod rękę ujął stęsknionego tak zawsze za Ojczyzną pana Fryderyka i jakby mu powiedział:
— Przejdziemy się raz jeden po tej twojej Warszawie, która cię od stu lat gra co dzień w każdym domu, i wszystko załatwimy, co się wyda potrzebne, aby odbudowano miejsca twojego dzieciństwa. Odbudujemy pięknie i pozostaniesz sobie tam na zawsze, jak gdyś tam żył chłopaczkiem małym będąc.
Naturalnie, że tylko papier odnośny o Chopinie z podpisem generała przewinął się przez biura. Ale dla wszystkich, którzy kochają urojenia, nie papier to, lecz jakby oni we dwóch udali się do miasta, wielki muzyk i żołnierz.
— Proszę wejść — woła dyrektor banku. A oni wchodzą, wielki żołnierz z tym drobnym cieniem ukochanym.
Pan dyrektor zerwał się od ogromnego biura. Sto guzików od stu kas patrzy metalowym blaskiem jak pan dyrektor rękę ofiarnie wyciąga. Wszystko tak wyciągnęło teraz ręce: syndykaty żelaznych hut, cegielnie, zarządy spółek drzewnych, zakłady ogrodnicze, fabryki, przedsiębiorstwa.
Ci cegłę, tamci cement, ci żelazo, ci drzewka, tamci