Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Życie Chopina.pdf/127

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

smutek wielki. Z głosu takiej piszczałki wysnujesz las i drzewo, i gąszcze, i wikliny, i chyba nawet ptaków się domyślisz, które by w gąszczu owym i drzewach mieszkać mogły.
Trąby wszelakie wiadomo, że z metalu; wiadomo też, że metal pochodzi z wnętrza ziemi. Głos metalu jest srogi, do wielkich spraw, na wojnę nim wołają. Trzebaż ostrożnie obchodzić się z trąbami: są pokręcone, błyszczące, obsadziste a strasznie głośne. Ile toto wymaga tchu! Dotkniesz — zimne, a tchniesz — burzy ci w żyłach krew.
To sama ziemia dudni w prażących głosach trąb. Cóż dziwniejszego, czulszego, wdzięczniejszego: wytopiłeś co nieco rudy ziemskiej, zakręciłeś kształtem ślimaczym, dmiesz i miedziany ślimak woła sądnym rozgłosem.
Cóż w owym towarzystwie ma wyrażać fortepian? Fortepian to instrument swój a zarazem nie swój, prawie maszyna, przysposobiona szczególniej: niby poręczna bardzo, głosu w niej szukać nie potrzebujesz, na miejscu swoim czeka, tony ma wyznaczone klawiszami, wszystkie zawsze gotowe. Wygody co niemiara, ale traf no do tego instrumentu, żeby ci duszę zwierzył!
Na skrzypcach aniołowie mogliby grać, na wszelakich dudkach drewnianych wszelkie zwierzęta leśne, na trąbach wszystkie diabły, ale na fortepianie, że takie to złożone, budowane, łatane, sztukowane z tym swoim głosem, nie ludzkim, nie zwierzęcym, i nie dmuchanym, a tylko jakimś szklanym, skaczącym, oderwanym — tylko człowiek na tej maszynie zagra.
Skrzypce chociaż malutkie — doskonałe. Trwają ni-