Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Życie Chopina.pdf/119

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

miany, on sam był tu przemianą nieustanną, która przestała być ozdobą, lecz jawiła się treścią.
Okręg kwintowy, a więc ustanowiony od wieków ład następstw harmonii, zawirował z niezmierzoną łatwością w ręku tego muzyka i w swych obrotach uwił tęczę nowych zespołów tonu. Ten rój wiosenny, rój szopenowskich znaków chromatycznych (krzyżyków i bemoli) upadł na kratę nutowej pięciolinii ożywiając jej wzór, tworząc nowe żłobiny, dziergając nowe brzegi, rodząc nowe zakątki prądów, nową strzelistość zderzeń niespodziewanych.
Jak się to stało? Nie wiem. I nie wie nikt. Może Chopin rozumiał inaczej, po swojemu, inaczej niźli wszyscy, co wyraża każdy znak poszczególny muzyki? Może rozumiał, że tony to nie tony, ale raczej kryształy, które się osadzają wzdłuż tajemniczych osi; a kierunku tych osi nikt dotąd nie podpatrzył? A może Chopin wiedział, jakoś tam po swojemu, że tony to nie tony, a tylko ptaki chmurą lecące i że potrzeba wołać na nie, płoszyć je jakimś głosem, którego nikt nie umiał dotąd użyć?
A może Chopin wiedział, że tony wyrastają w duszy muzyka jako lasy ogromne, które straszliwym wichrem bolesnych przemian szarpać trzeba i wstrząsać? Jak tworzył swe harmonie, że umiał na jednym drobnym znaku, niby na kruchej słomce, wielkie pałace brzmień przenosić ze stropu nieba na samo dno wydźwięku? Jak sprawiał, że się mieniło to wszystko, niby gołębie niespodziewanie odwrócone w swym locie, że się to prze-