Strona:Julian Ursyn Niemcewicz - Powrót posła.djvu/72

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ten mówi do mnie z miną rubasznie przyjemną:
„Kochany panie Piotrze, proszę bądź Waść zemną!
„Między nami, tę wioskę weź niby w dzierżawę;“
Drugi żebym był za nim, puszcza mi zastawę,
Ten daje sumę, i tak człek się zapomoże.
Prawda, z tego wszystkiego przyjść do czubów może,
I tak było po śmierci Auguta wtórego,
Ci bili Sasów, owi bili Leszczyńskiego,
Palili sobie wioski; no i cóż to szkodzi?
Obce wojsko jak wkroczy, to wszystko pogodzi.
Potem amnestja, panom buławy, urzędy,
Szlachcie dadzą wójtostwa, obietnice, względy,
Nie byłoż to tak dobrze? i cóż Waćpan na to?

Podkomorzy.

Mówić o tem byłoby czasu próżną stratą,
Niech naród decyduje w zjazdach sejmikowych;
My tu zaś raczej mówmy o sprawach domowych.

Podkomorzyna.

O dzieci naszych szczęściu i postanowieniu.
Jeśli można krewnego wierzyć przyrzeczeniu,
Kiedyś staraniom naszym córkę swą powierzył,
Między oświadczeniami z któremiś się szerzył,
Powiedziałeś: że miałbyś za największe szczęście,
Ażebyś połączone przez wczesne zamęście,
Mógł oglądać te dzieci razem wychowane.
Dziś w słowie jego nową znajduję odmianę;
Nie szemrzę na nią, ani chciwa jestem zysku,
Leczbym nie rada widzieć dzieci tych w ucisku:
Kochali się z dzieciństwa, jakże bez litości