Strona:Julian Ursyn Niemcewicz-Nasze Verkehry.pdf/26

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

loteryjne, to jest podpadające losowi, przegranej i wygranej, niech jeden karmelek będzie prawdziwy, a drugi pusty, a wszystkie zarówno sprzedawać.
Kilka głosów. Niech Bóg Panią Ordynatową błogosławi za jej tak czyste, tak niewinne przebiegi.
Niemcewicz. No, spodziewam się, że temi przebiegami, osobliwie tą loterją, napełnimy na długo kasę naszą.
Brzeziński. Tak się to zdaje. Niech państwo zajrzą w ekspensa; żywić, opalić, leczyć, tak w domach ubogich jak i na mieście około 700 osób; dawać pensyę miesięczną — to strach, co to wychodzi. Stałego dochodu niema, cała ucieczka w przebiegach, a jak pani Zamoyska na lato odjedzie, to i po nas. Trzeba więc teraz koncypować, póki tu pani jest. Czegóż się chwycimy po loterji, bo to rok trzeba czekać, nim druga przyjdzie. (Długa pauza, nikt nic nie mówi, nareszcie porywa się Kossakowski).
Kossakowski. Scigielek, scigielek, scigielek!
Łubieński. Co za szczygiełek?
Kossakowski. Jest Niemiec, cio pokazuje scigielka z ufryzowanym ogonkiem, cio umie citać i pisać — prosić go, zieby Towazistwu pozicil, a Towazistwo na swój benefis scigielka pokazywać będzie.
Niemcewicz. To wyborna myśl, ale jak zrobić, żeby Niemiec swego szczygiełka pożyczył.
P. Ordynatowa. Jabym raczej wniosła, żeby gorliwi członkowie Towarzystwa pokupowali sobie szczygiełki i kanarki. Niech każdy uczy ich różnych sztuk; który pierwszy wyuczy, odda go Towarzystwu do pokazania. Bilety do krzeseł po dukacie.
Kilka osób. Będziemy uczyć szczygiełki.