Strona:Julian Ejsmond - Żywoty drzew.djvu/68

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zaś miękki mech, gdyby mu dana była mowa, rzekłby niechybnie:
„Giniesz w oczach, sosno wyniosła, boś zapatrzona w niebo, na którem są przemijające obłoki, a nie spojrzysz nigdy, wyniosła sosno, ku ziemi, na mnie, który trwam u stóp twego pnia wiernie“.
A siwy, brodaty porost rzekłby:
„Otulam miłośnie twe śmigłe gałęzie, a ty zdajesz się o tem nie wiedzieć, niemądra sosno! Gdzie tu szacunek dla mojej siwizny? Nie znajdziesz nikogo na ziemi, sosno niemądra, ktoby cię tak troskliwie chronił od zimnych wiatrów północy...“
Ona zaś może i była smutna, wyniosła, niewdzięczna i niemądra, ale przedewszystkiem była zakochana.

Aż nadszedł wreszcie jej czas.
Wzrost lasu, to pęd drzew ku słońcu, to ich lot ku niebu. Nadeszła pora, gdy nasza sosna w pędzie tym wyprzedziła swoje zielonoskrzydłe rówieśnice. Wyniosła jej korona wzbiła się ponad inne koro-