Strona:Julian Ejsmond - Żywoty drzew.djvu/22

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

I tak długo rozmawiali ze sobą ci troje: poeta, który umarł, ale był nieśmiertelny, poeta, który nie był jeszcze nieśmiertelny, ale nie umarł, i drzewo dające natchnienie ludziom, jak miód pszczołom.

Aż dnia pewnego młodzieniec przyszedł w lipowy cień z wierszami brzmiącemi obco. Może lipa czarnoleska zrozumiałaby pieszczone dźwięki rzymskiej mowy. Nie rozumiała ich jednak nasza lipa.
Wiersze były pełne miodu, przeto i nasza lipa zrozumieć je zapragnęła.
Więc zapytała: „Co to znaczy?“
Przetłumaczył jej:

„Wietrze, jeśli ty rozumiesz
miłosne cierpienia,
ponieś namilszej dziewce
moje łzawe pienia...“

I odtąd tłumaczył jej wiersz po wierszu, słowo po słowie, łacińskie pieśni Jana z Czarnolasu — a ona słuchała w zachwycie.