Strona:Jules Verne - Piętnastoletni kapitan.djvu/145

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Niezmęczonym był również i mr. Harris — Dick jedynie siłą woli trzymał się na nogach. Najgorzej wszelako się działo z małym Jankiem. Dziecko najwidoczniej było chore zupełnie. Jego wychudła twarzyczka była stale rozpalona, zaś drobne ciałko wstrząsały bezustannie ataki febry, z dnia na dzień zyskującej na sile,.
Według zapewnień amerykanina, miał to być ostatni już dzień podróży. Nadzieja więc odpoczynku podtrzymywała stargane siły.
Nadzieja ta sprawiła właśnie, iż z ostatniego noclegu wyruszono w drogę z wyrazami wesela na ustach. Uwagę Dicka zwróciło to wszelako, że jeden Harris nie przyjmował udziału w tej ogólnej radości, — owszem, — pochmurniał coraz bardziej i coraz niechętniej odpowiadał na pytania. Nie mniej dziwnem było również i zachowywanie się jego konia, który kroczył osowiały, jakby nie czuł bliskości domu.
Podejrzenia coraz silniejsze powstawały w umyśle Dicka. Las rzedniał chwilami, co prawda, lecz nigdzie nie było najmniejszych śladów, któreby wskazywały bliskość większej formy. Nie napotkali ani na jedną drogę, na jedną ścieżynę, lub na uprawne pole. Nie było widać nigdzie choćby tylko drzew zrą-