Strona:Jules Verne-Anioł kopalni węgla.djvu/072

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
ROZDZIAŁ VIII.

Zaraz na drugi dzień po odjeździe delegacyi, kiedy wszystko w kopalni było jeszcze w pełnym biegu, nagle po wielu galeryach dała się uczuć woń bardzo przyjemna, która wśród górników wywoła ogólny podziw.
— Cóż to jest? — pytano zewsząd. — Czyżby w naszem podziemiu, bez słońca i deszczu, nagle jakimś cudownym sposobem wyrosły kwiaty o tak pięknym zapachu?
— Och, to nie kwiatki, nie kwiatki! — zawołał nagle jeden z najstarszych górników. — Ten miły zapach jest zapowiedzią, że ku nam zbiża się pewien zabójczy gaz, który wciągnięty w płuca ludzkie, w jednej chwili pozbawia życia ofiarę! Uciekajmy bracia, czemprędzej, bo w przeciwnym razie wszyscy, co do jednego wyginiemy!