Strona:Jules Verne-Anioł kopalni węgla.djvu/048

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Kiedy wieczorem po ukończeniu pracy zobaczyła się z Łucyą, opowiedziała jej wszystkie zdarzenia dnia przebytego, i prosiła zarazem, aby podała jej sposób okazania górnikom wdzięczności, jaką czuję dla nich.
— To trudno, moje dziecko! — odrzekła Łucya. — Gdybyś była bogaczką, mogłabyś wyprawić im ucztę z muzyką, ale że jesteś tylko ubogą dziewczyną, to naturalnie, takiego wydatku ponieść nie możesz. Bądź więc tylko dobrą dla nich, pokorną, nie przechwalaj się niczem, za każdą usługę dziękuj grzecznie, a z dziećmi pracującemi obchodź się tak, jak gdyby były one twemi rodzonemi siostrami i braćmi.
— Dobrze, pani. Podaruję dzieciom kilka książek, to je ucieszy.
Łucya potrząsnęła głową.
— To na nic się nie zdało, bo tak górnicy, jak i ich dzieci, wcale nie umieją czytać?
— A więc i pani syn także nie umie czytać?
— A kiedyż miał się nauczyć? Przebywając w kopalni po dwanaście godzin dziennie, po powrocie do domu tak się czuje zmęczonym, że zaraz idzie na spoczynek. Nie ma już siły do innej pracy, nawet umysłowej. Spoczywa więc, potem idzie spać i ran-